sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 2 - Willow

Tego dnia nie spotkało mnie nic dobrego. Wszyscy jakby się na mnie uwzięli. Najpierw moje rodzeństwo, potem jakaś dziewczyna, później skunks, a na końcu jeszcze córki Afrodyty… Ale po kolei.
Moja pobudka nie była za miła, bo moje rodzeństwo oblało mnie lodowatą wodą. Są obrażeni już od jakichś dwóch tygodni, a ja nawet nie wiem dlaczego. Ale nie obchodzi mnie to, nie potrzebuję ich przyjaźni. Dużo lepiej się czuję, jak jestem sama. Dlatego codziennie po popołudniowych zajęciach idę do lasu. Tam czuję się swobodniej. Z dala od krzyku dzieci. Z dala od tych szczęśliwych twarzy nastolatków. Po prostu z dala od ludzi. Dzisiaj zrobiłam to samo, ale zapuściłam się poza obóz żeby móc poćwiczyć z potworami. Było naprawdę super. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale ja po prostu jestem inna. Uwielbiam czuć wolność, ryzyko, niezależność. Dlatego irytuję mnie jak ktoś mi rozkazuję albo każe mi się do czegoś podporządkować, nienawidzę tego. Dobra, do rzeczy…Kiedy wracałam zamyślona do obozu jakaś dziewczyna wpadła na mnie. Lekko mnie zamroczyło.
- Jak leziesz! – warknęła.
- Jak to? Ty na mnie wpadłaś! – krzyknęłam kiedy przestało mi się kręcić w głowie. Chciałam zobaczyć chociaż kim ona była, ale musiała się gdzieś schować. Rozglądałam się przez kilka minut, ale nic się nie stało. Kiedy dotarło do mnie, że ona już uciekła, ruszyłam w stronę areny do szermierki, bo miałam tam następne zajęcia.
Po treningu całe moje rodzeństwo udało się do domku, a ja skierowałam się do obozowej lecznicy, bo zostawiłam tam swoją książkę. W drodze powrotnej usłyszałam piski, wrzaski. Dobiegały one ze strony domków, więc od razu tam pobiegłam. Na miejscu zobaczyłam grupkę dzieciaków śmiejących się do rozpuku. Podeszłam jeszcze bliżej żeby zobaczyć z czego się tak rechotają. Okazało się, że śmieją się z mojego rodzeństwa, bo ktoś podłożył nam skunksa do domku. Oczywiście, jako sprawcę tego wydarzenia obwinili mnie. I teraz muszę codziennie przez dwa tygodnie pomagać przy pegazach. Szczyt moich marzeń. Powiedziałam sobie, że dowiem się kto to zrobił. Nie ujdzie mu albo jej to na sucho.
Gdyby tego było mało to jeszcze wieczorem przed ogniskiem dopadły mnie córki Afrodyty. Próbowały mnie dorwać już od kilku tygodni, ale do dziś im się to nie udawało. Nie muszę Wam chyba opisywać mojego wyglądu po naszym spotkaniu.
Przed ogniskiem nie zdążyłam się przebrać ani zmyć tej całej tapety, którą nałożyły mi na twarz. Całe szczęście, że nie było ono obowiązkowe. Poszłam tylko na chwilę żeby złożyć ofiarę i od razu potem zniknęłam w domku, które o dziwo już nie śmierdziało skunksem.
 Poszłam pod prysznic, a potem weszłam pod kołdrę i czytałam książkę dopóki nie przyszło moje rodzeństwo. Wtedy poszłam spać.

   


Kolejny rozdział. Jak Wam się podoba? Fajnie by było gdybyście napisali w komentarzach co myślicie, ale nie zmuszam :D Następny rozdział pojawi się na pewno nie długo.  ~ Córka Apolla

3 komentarze:

  1. Dziwny pomysł na kilka prologów, ale ok... to Twoje opowiadanie. Oprócz masy błędów jest dobrze. Masz śliczny szablon. Zapraszam do mnie ;)
    http://niemozliwezycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział. Jest genialny. Bardzo przypadła mi do gustu ta Willow. Trochę długo nie dodajecie rozdziału. Jest szansa, że kiedyś on się tutaj pojawi?

    OdpowiedzUsuń