Tego
dnia nie spotkało mnie nic dobrego. Wszyscy jakby się na mnie uwzięli. Najpierw
moje rodzeństwo, potem jakaś dziewczyna, później skunks, a na końcu jeszcze
córki Afrodyty… Ale po kolei.
Moja
pobudka nie była za miła, bo moje rodzeństwo oblało mnie lodowatą wodą. Są
obrażeni już od jakichś dwóch tygodni, a ja nawet nie wiem dlaczego. Ale nie
obchodzi mnie to, nie potrzebuję ich przyjaźni. Dużo lepiej się czuję, jak
jestem sama. Dlatego codziennie po popołudniowych zajęciach idę do lasu. Tam
czuję się swobodniej. Z dala od krzyku dzieci. Z dala od tych szczęśliwych
twarzy nastolatków. Po prostu z dala od ludzi. Dzisiaj zrobiłam to samo, ale zapuściłam
się poza obóz żeby móc poćwiczyć z potworami. Było naprawdę super. Wiem, że to
dziwnie brzmi, ale ja po prostu jestem inna. Uwielbiam czuć wolność, ryzyko,
niezależność. Dlatego irytuję mnie jak ktoś mi rozkazuję albo każe mi się do
czegoś podporządkować, nienawidzę tego. Dobra, do rzeczy…Kiedy wracałam
zamyślona do obozu jakaś dziewczyna wpadła na mnie. Lekko mnie zamroczyło.
- Jak leziesz! – warknęła.
- Jak to? Ty na mnie
wpadłaś! – krzyknęłam kiedy przestało mi się kręcić w głowie. Chciałam zobaczyć
chociaż kim ona była, ale musiała się gdzieś schować. Rozglądałam się przez
kilka minut, ale nic się nie stało. Kiedy dotarło do mnie, że ona już uciekła, ruszyłam w stronę areny do szermierki, bo miałam tam
następne zajęcia.
Po
treningu całe moje rodzeństwo udało się do domku, a ja skierowałam się do
obozowej lecznicy, bo zostawiłam tam swoją książkę. W drodze powrotnej
usłyszałam piski, wrzaski. Dobiegały one ze strony domków, więc od razu tam
pobiegłam. Na miejscu zobaczyłam grupkę dzieciaków śmiejących się do rozpuku.
Podeszłam jeszcze bliżej żeby zobaczyć z czego się tak rechotają. Okazało się,
że śmieją się z mojego rodzeństwa, bo ktoś podłożył nam skunksa do domku. Oczywiście,
jako sprawcę tego wydarzenia obwinili mnie. I teraz muszę codziennie przez dwa
tygodnie pomagać przy pegazach. Szczyt moich marzeń. Powiedziałam sobie, że
dowiem się kto to zrobił. Nie ujdzie mu albo jej to na sucho.
Gdyby
tego było mało to jeszcze wieczorem przed ogniskiem dopadły mnie córki
Afrodyty. Próbowały mnie dorwać już od kilku tygodni, ale do dziś im się to nie
udawało. Nie muszę Wam chyba opisywać mojego wyglądu po naszym spotkaniu.
Przed
ogniskiem nie zdążyłam się przebrać ani zmyć tej całej tapety, którą nałożyły
mi na twarz. Całe szczęście, że nie było ono obowiązkowe. Poszłam tylko na
chwilę żeby złożyć ofiarę i od razu potem zniknęłam w domku, które o dziwo już
nie śmierdziało skunksem.
Poszłam pod prysznic, a potem weszłam pod kołdrę
i czytałam książkę dopóki nie przyszło moje rodzeństwo. Wtedy poszłam spać.
Kolejny rozdział. Jak Wam się podoba? Fajnie by było gdybyście napisali w komentarzach co myślicie, ale nie zmuszam :D Następny rozdział pojawi się na pewno nie długo. ~ Córka Apolla